Przyznam, że czekałem na ten tytuł – mimo, że generalnie nastroje związane z jego debiutem na konsolach nie były zbyt optymistyczne, to gdzieś podświadomie czułem, że spędzę z tą grą co najmniej kilkanaście godzin i na pewno będę dobrze się bawił. Nie myliłem się. Dzień dobry Państwu, mamy kolejny piątek i kolejny, szesnasty już artykuł z serii 'w co gracie w weekend?’.
Delta Force
Premiera Delta Force na konsolach miała miejsce 19 sierpnia 2025 roku i jeżeli z grą wcześniej nie mieliście styczności lub po prostu nie śledziliście rynku i gatunku sieciowych strzelanin przez ostatnie miesiące, to śpieszę poinformować – jest to gra dystrybuowana w modelu F2P (Free To Play). Innymi słowy – jest darmowa.
Oczywiście zespół deweloperski wraz z wydawcą zadbał o stosowny sposób monetyzacji gry, ale pod żadnym pozorem wydawanie jakichkolwiek środków finansowych nie jest potrzebne, by grą w pełni się cieszyć. Tym bardziej, jeżeli zamierzamy odpalać ją sporadycznie i nie chcemy wiązać się z tytułem na dłużej poprzez zakup przepustki bojowej (na co sam przyznam się skusiłem).
Delta Force, jak już wspomniałem, to sieciowy shooter, który w pewnym sensie (ale nie nadużywajmy tego zbytnio) jest odpowiedzią na słabnącą popularność i niezadowolenie graczy z ostatniej odsłony serii Battlefield (Battlefield 2042). Czy spełnia się w tej roli? Tego nie wiem, bo ja tych gier jakoś szczególnie porównywać nie zamierzam, wiem jednak, że Delta Force daje niesamowitą ilość frajdy i jest ku temu kilka konkretnych powodów.
Po pierwsze – mapy. Nie jestem dokładnie pewien, nie traktujcie tego więc, jako prawdy objawionej, ale jest ich chyba na chwilę obecną siedem. Przyznać jednak muszę, że są naprawdę bardzo, ale to bardzo ładnie wykonane. Biorąc pod uwagę ich skalę, to przywiązanie do ciągłości tematycznej, często też różnorodności oraz do szczegółów jest naprawdę imponujące. W tych miejscach się po prostu świetnie strzela, a i sama podróż przez te tereny należy do równie przyjemnych.

Po drugie – dynamika walki. O! To jest coś, co zawsze mi przeszkadzało w serii Battlefield. Zgon, po czym zasuwa człowiek przez pół mapy, by znaleźć się ponownie w centrum akcji. Tutaj tego nie ma. Czas pomiędzy zgonem, a ponownym dołączeniem do faktycznego pola walki jest znacznie krótszy, przez co nie ma efektu znużenia wywołanego bieganiem po pustych obszarach mapy. To rzecz, która może nie dla wszystkich będzie zaletą, ale mi się akurat bardzo podoba.
Po trzecie, ale i chyba najważniejsze – radość ze strzelania i czucie broni. Powiem tak – mi osobiście ciężko się do czegoś przyczepić, ale też nie znam się jakoś szczególnie na militariach. Ciężko też tej gry pod tym względem nie polecić, bo obcowanie z poszczególnymi broniami naprawdę sprawia mnóstwo frajdy, a eksterminacja kolejnych przeciwników jest wyjątkowo satysfakcjonująca. Zapewne znajdą się osoby, którym pod tym względem coś leżeć nie będzie, ale ja do nich na pewno nie należę.

Delta Force oferuje bodajże trzy główne tryby: Warfare, przy którym spędzałem ostatnie wieczory, Operations pełniący rolę chyba extraction shootera oraz kampanię fabularną Black Hawk Down (trzeba ją pobrać osobno – tak jest przynajmniej w przypadku konsoli Xbox, nie wiem, jak sytuacja wygląda na PlayStation Store). Miałem okazję sprawdzić tylko pierwszy z nich, spędzając z tą grą dobre kilka godzin, nie chcę się więc wypowiadać na temat wartości merytorycznej pozostałych.
Aczkolwiek z pewnością w weekend sprawdzę chociażby kampanię, o której słyszałem wiele pozytywnych opinii. Zresztą Helikopter w Ogniu znamy chyba wszyscy, przeżyć najważniejsze elementy tego dzieła w formie gry? Ależ oczywiście!

Podsumowując moje, jak zwykle zresztą, przydługie wywody – w Delta Force gram od wtorku i bawię się naprawdę zacnie. Przyznam, że rozgrywka jest na tyle satysfakcjonująca, że zapał na nową odsłonę serii Battlefield mi z lekka osłabł. Mam nadzieję, że gra będzie rozwijana, bo produkcja ma naprawdę ogromny potencjał.
Do zobaczenia na serwerach, bo ja najbliższy weekend zamierzam spędzić właśnie z tą grą.
A Wam jak mija weekendowe granie?